Kontynuując rozmowy w ramach cyklu THERAPEUTIC DESIGN TALKS, zapraszam na spotkanie z Martą Gębaczką, multidyscyplinarną projektantką graficzną, której prace są doskonałym przykładem tego, jak dizajn może stać się narzędziem wsparcia, zmiany w codziennym życiu, a także źródłem inspiracji. Marta, studentka studiów II stopnia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuki w Szczecinie, nieustannie rozwija swoje umiejętności i poszukuje nowych perspektyw w projektowaniu.
Wywiad uzupełniają wybrane opisy prac projektowych Marty zrealizowane w toku studiów na kierunku grafika projektowa na Wydziale Grafiki Akademii Sztuki w Szczecinie.
Olga Kiedrowicz-Świtalska: Marto, na początek chciałam zadać pytanie dotyczące Twoich refleksji. Jak myślisz, czy dizajn może stać się realnym narzędziem zmiany – na przykład kulturowej lub społecznej? Jakie są Twoje doświadczenia w tym zakresie?
Marta Gębaczka: Tak, jak najbardziej. Twórcy wizualni cały czas przez sztukę dzielą się swoimi przemyśleniami czy też opiniami na temat otaczającego nas świata i chcą zmian. Chcą wpływać na odbiorców. Przecież sztuka polega na tym, aby za jej pomocą coś przekazać. Grafika ma tę dodatkową funkcję, że jest jeszcze użytkowa i polega na tworzeniu dla ludzi. Plakaty społeczno-polityczne, kampanie społeczne czy strony internetowe –wszystko to robimy w odpowiedzi na konkretne potrzeby. W ostatnich latach ukształtowało się we mnie mocne przekonanie, że nie chcę robić tylko „ładnych obrazków”. Moje projekty mają być mocne wizualnie i merytorycznie. Taka jest w sumie rola projektowania w tej dziedzinie – by wywołać konkretny efekt.
Tak bogatego w skutki projektu jeszcze nie zrealizowałam, ale myślę, że – stawiając na razie nawet małe kroczki – mogę mieć na COŚ wpływ. Kiedy zauważam problem, z którym sama borykam się od jakiegoś czasu lub po prostu go wśród ludzi dostrzegam, zaczynam zgłębiać temat, mając świadomość, że przecież on nie dotyczy tylko mnie. W dzisiejszych czasach wszyscy mamy te same lub podobne problemy. Wiadomo, że zależy to od wielu czynników, ale myślę, że mogę tak powiedzieć.
OKŚ: W nawiązaniu do wcześniejszego pytania – czy uważasz, że osoby projektujące w obszarze grafiki powinny świadomie dążyć do tego, by ich praca przynosiła pozytywne zmiany? Jak według Ciebie można włączyć taką postawę do codziennej praktyki projektowej?
MG: Myślę, że częściowo już na to pytanie symbolicznie odpowiedziałam. To dla mnie ważne, jednak nie uważam, że każdy musi postępować tak samo. Bardzo lubię różnorodność i pewną wolność w projektowaniu, chociaż wiadomo, że, projektując dla kogoś lub na konkretny temat, mamy ogrom kryteriów, wytycznych i zasad, których musimy się trzymać. Tu jednak popis może dać wyobraźnia. Odpowiadając jednak na pytanie: jeśli chodzi o moją drogę twórczą – tak. Nikt nie ma jednak obowiązku postępowania według jednego schematu, wręcz przeciwnie: nie powinno się tego robić. Studia dają nam (jako studentom i studentkom grafiki projektowej) wgląd w to, jak ten sam temat może zostać rozwiązany na wiele różnych sposobów. Sztuka dla sztuki też jest super i również ma swoje uzasadnienie. Nie wszystko musi być edukacyjne i prowokujące do myślenia czy działania.
Mój sposób na włączenie takiej postawy do praktyki projektowej to obserwacja. Problemy biorą się z życia, dlatego zawsze zaczynam od postawy egoistycznej – myślę o sobie.
OKŚ: Wspomniałaś o obserwacji: co przez nią rozumiesz?
MG: Obserwowanie = bycie na bieżąco. W miarę możliwości oczywiście. Z otaczającym nas światem, aktualnymi problemami, mediami społecznościowymi, dyskusjami w naszej branży, najnowszymi trendami.
OKŚ: W Twoim dorobku można znaleźć prace z obszaru projektowania zaangażowanego społecznie. Czy mogłabyś na przykładzie jednej wybranej pracy opowiedzieć, jak wygląda Twój proces projektowy – od pomysłu aż po realizację?
MG: W Pracowni Typografii [prowadzonej przez: dra hab. Michała Kacperczyka, prof. AS, drę Kaję Deptę-Kleśtę oraz as. mgra Artura Rawę – przyp. OKŚ] przyszło mi zmierzyć się z zaprojektowaniem kampanii społecznej. Kiedy szukałam w sobie i dla siebie tematu, wpadło mi do głowy, żeby zrobić coś związanego z przestrzenią internetu. Robiąc wstępny research, natrafiłam na różne rodzaje oszustw internetowych i zaczęłam dokopywać się do sedna, do tego, o co w tych aktach tak naprawdę chodzi. Wyczytałam, że quishing polega na oszustwie związanym z rozsyłaniem ofiarom fałszywych kodów QR. Pojawił mi się w głowie pomysł na to, w jaki sposób mogłabym wykorzystać formę kodu do zrealizowania kampanii. Zatem już na samym początku procesu narzuciłam sobie formalne ograniczenia: kolorystyką musiała być czerń i biel, a formą – system modułowy, z czego jednostką modułową mógł być jedynie kwadrat. Lubię ograniczenia i wytyczne, ponieważ pobudzają do projektowania w sposób, który bez nich nie przyszedłby do głowy.
Prace rozpoczęłam od researchu na temat quishingu (definicje z różnych źródeł, artykuły na ten temat, istniejące kampanie na temat oszustw internetowych itp.). Zaczęłam wypisywać hasła, które mogłyby stać się przekazem kampanii. W tym samym momencie opracowywałam również siatkę do projektów plakatów. Po podjętych próbach okazało się, że najlepiej w kontekście czytelności oraz kompozycji sprawdzają się krótkie, symboliczne teksty. Powstało więc pięć synonimicznych haseł, które głosiły o nieprawdziwości kodów QR wykorzystywanych przy tego rodzaju oszustwach. Podjęłam jeszcze kilka prób polegających na rozdrobnieniu siatki, ale wróciliśmy [we współpracy z prowadzącymi pracownię – przyp. OKŚ] do pierwotnej, bazującej jednak na większym kwadratowym module. Następnie opracowałam system umiejscowienia dodatkowych elementów informacyjnych, a gdy zakończyłam ten etap, mogłam już zacząć przenosić projekt na inne formaty. Tak powstały billboardy, banery internetowe, strona internetowa, profil na Instagramie, citylighty, plakaty statyczne i dynamiczne.
Ostatnim etapem pracy było sprawdzenie oraz dopracowanie wszystkich elementów tak, żeby nic na siatce nie umknęło, ponieważ podczas przenoszenia grafik na różne formaty projekt jest jednak narażony na błędy i przesunięcia. Finałem pracy nad projektem było przedstawienie go na wizualizacjach oraz przygotowanie materiałów do publikacji w różnych serwisach i social mediach.
OKŚ: Kiedy jesteś już na ostatniej prostej, na końcowym etapie pracy, to konfrontujesz lub testujesz swoje rozwiązania z potencjalną grupą docelową?
MG: Tak, staram się o to dbać. Może nie jest to duża grupa osób, ale zawsze proszę zarówno tych związanych, jak i niezwiązanych z projektowaniem o opinię. Pytam, czy temat jest czytelny i co w nim dostrzegają. Następnie analizuję ich odpowiedzi i odnoszę się do nich w swojej pracy.
OKŚ: Na bazie swoich doświadczeń dokończ zdanie: Mój ulubiony moment w procesie projektowym to…
MG: …start!
Mogłabym to tak zostawić, bo to słowo wyraża wszystko, co w momencie rozpoczęcia procesu czuję. Już, teraz, natychmiast, dynamicznie i energicznie. Taka właśnie wtedy jestem – zmotywowana na 500% i pełna pasji. Chodzi o moment, w którym mam już określony temat i pomysł na to, jak chcę go zrealizować. Wiadomo, że nie jest to łatwe i najczęściej wygląda to tak, że trzeba bardzo długo rozkopywać temat na wszystkie strony i przeżywać miliony porażek. Ale mimo wszystko to jest mój ulubiony moment: zaczynanie projektu, ponieważ jestem okropnie niecierpliwa i chce widzieć efekty już, teraz, od razu. Jeśli bardzo pobudzi mnie temat, rozrysowuję go na wszystkie możliwe sposoby. Bardzo lubię też koniec, bo wtedy mogę spojrzeć na siebie z satysfakcją, wiedząc, że mimo trudnej drogi, wzlotów i upadków udało się zrealizować plan.
OKŚ: Skąd czerpiesz inspiracje do podejmowania tematów, które poruszasz w swojej praktyce projektowej?
MG: Sama siebie zaskoczę tą odpowiedzią. A to dlatego, że zawsze kiedy taką słyszałam z ust osób związanych z projektowaniem, na mojej twarzy mimowolnie pojawiał się grymas skrzywienia i zdziwienia. Coś w stylu: „Taaaaa, na pewno”. Ale tak, to życie codzienne. Zauważam, że mam jakiś problem i wtedy stwierdzam śmiało: „OK, zrobię to. Pokażę, jak ja to widzę i co ja o tym myślę”.
Zatem… temat z życia wzięty. Dostrzegam coś na mieście lub w internecie i za tym wrażeniem przychodzi pomysł na to, co chcę zrobić z tym, co zobaczyłam: wypowiem się na ten temat, stanę w jego opozycji, czy może pójdę jakąś zagmatwaną drogą dedukcji i wpadnę na coś kompletnie innego. Mówiąc „życie codzienne”, mam tu na myśli też przestrzeń internetu i social mediów, bo właściwie to już od dawna jest nasza codzienność. Często jednak muszę szukać tematów, bo nie jest tak idealnie, że same na mnie wpadają. Kiedy naprawdę długo nie mogę znaleźć inspiracji, wyruszam na łowy: przeglądam internet, wpisuję interesujące mnie hasła lub przeglądam, co robią inni twórcy. Uzbrajam się w cierpliwość i czekam na moment, w którym pomysł zapuka do moich drzwi.
OKŚ: Jaka idea i intencje stały więc za projektem aplikacji Samobadanie, który zdobył nagrodę na 15. Międzynarodowym Studenckim Przeglądzie Projektowym AGRAFA 2024?
MG: To jeden z tych pomysłów, który znalazł mnie sam. Idea i intencje? Chciałam po prostu opracować aplikację z przydatnymi funkcjami, która przeprowadzałaby użytkownika przez etapy, krok po kroku, instruowałaby go o tym, co i w jaki sposób zrobić. Czułam potrzebę, żeby rozwiązanie było atrakcyjne wizualnie, ponieważ tego bardzo brakowało w aplikacjach, które zebrałam w moim badaniu rynku. Chciałam zrealizować autorskie ilustracje i animacje do tego tematu [praca Samobadanie zrealizowana została w Pracowni Projektowania Wydawnictw i Publikacji Cyfrowych prowadzonej przez drę hab. Justynę Machnicką, prof. AS, as. mgrę Aleksandrę Zaborską, mgra inż. Tomasza Gaborskiego – przyp. OKŚ].
OKŚ: Jak wyglądał proces badawczy w tym przypadku?
MG: Kiedy zaakceptowałam w sobie pomysł, który mnie dopadł, przystąpiłam do pierwszego researchu na ten temat. To wtedy klaruje się we mnie decyzja, czy zostaję przy pierwotnym temacie, czy podczas poszukiwań zainteresuje mnie jeszcze coś innego i postanowię skręcić. Temat samobadania piersi od razu mnie zabrał, więc mogłam przystąpić do dalszej części pracy. Musiałam zrobić badanie rynku aplikacji na ten temat, sprawdzić, jak wyglądają i jakie mają funkcje. Na tej podstawie stwierdziłam, że są przede wszystkim nieatrakcyjne wizualnie, zebrałam z nich jednak najważniejsze treści i funkcjonalności, które chciałam, żeby zawierała moja autorska aplikacja.
Proces projektowy był dla mnie bardzo ciężki i czasochłonny. Włożyłam w to ogrom pracy. Najpierw opracowałam szkielet funkcjonowania aplikacji. Zrobiłam małe badanie użytkowników: pozbierałam opinie od znajomych oraz ludzi zajmujących się takimi projektami; następnie przeanalizowałam zdobyty materiał i odniosłam się do ich głosów.
Czasami od razu wiem, jak coś zrobić. W tym przypadku długo miałam blokadę twórczą. Nie wiedziałam, jak powinna wyglądać ta aplikacja, jaką miałaby mieć kolorystykę. Musiałam przeprowadzić kolejny research, tym razem wizualny. Zwykle korzystam z aplikacji takich jak Pinterest czy Instagram, szukając projektów związanych z moim wyzwaniem, ale również takich, które są zupełnie odmienne. Tworzę palety kolorów na podstawie znalezionych materiałów, modyfikuję je, a na końcu otrzymuję zupełnie nowe odcienie. Jeśli chodzi o ilustracje, zebrałam bazę screenów z różnymi stylami – od czystych wektorów przez ilustracje z patternami po style linearne.
W końcu zdecydowałam się na proste ilustracje wzbogacone intensywnymi kolorami. Wektorowy charakter okazał się dobrym wyborem, korelował z charakterem projektu. Grupa docelowa użytkowników aplikacji to nastolatkowie i dorośli, więc proste, wektorowe ilustracje idealnie wpisują się w kontekst ich oczekiwań. Po zrobieniu ilustracji musiałam już tylko wpisać je w opracowany system funkcjonalności aplikacji, dodać prototypowanie i ruch.
OKŚ: Czy były jakieś szczególne wyzwania, które wpłynęły na ostateczną formę projektu?
MG: Stawiam je sobie sama, a czasami z zaskoczenia stają przede mną. Zawsze jest ich wiele, ponieważ je uwielbiam. Kocham się rozwijać, przekraczać swoje własne granice i stawiać czoła swoim lękom. Tutaj uwypukliłabym cztery.
Wyzwanie 1. Nie jestem ekspertem w tym temacie, robiłam projekt aplikacji mobilnej po raz pierwszy.
Wyzwanie 2. Artblock.
Wyzwanie 3 (które pojawia się przy każdym projekcie). Mam wobec siebie duże oczekiwania i jestem wobec siebie bardzo surowa.
Wyzwanie 4. Prototypowanie aplikacji. Co prawda, robiłam to już wcześniej, ale nadal ogromną próbą jest dla mnie, aby zrealizować to, co sobie wymyśliłam, i sprawić, by animacje działały zgodnie z planem, czyli po prostu: klikały się prawidłowo.
OKŚ: Czy zamierzasz dalej rozwijać ten projekt? Jakie zmiany chciałabyś wprowadzić (lub nie) na podstawie dotychczasowych doświadczeń?
MG: Bardzo chciałabym dalej rozwijać ten projekt, by móc wprowadzić go w życie, bo niestety JESZCZE mi się to nie udało. Już dziś wiem, że po konsultacjach z potencjalnym inwestorem/klientem, który chciałby wdrożyć projekt, na pewno wprowadziłbym poprawki. Chciałabym działać w interdyscyplinarnym zespole. Teksty oraz ilustracje skonsultowałabym z lekarzem specjalistą w tej dziedzinie – ginekologiem, radiologiem. Chciałabym również zrealizować i zanimować wszystkie ilustracje, aby instrukcja była kompletna i czytelna.
OKŚ: Jakie znaczenie ma dla Ciebie słowo „terapeutyczny” w kontekście projektowania graficznego? Czy w swojej pracy lub w pracach innych projektantów(-ek) dostrzegasz elementy, które pełnią rolę terapeutyczną?
MG: Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to spokój. Kocham muzykę i ona jest dla mnie numerem jeden, jeśli chodzi o oddziaływanie terapeutyczne, również w procesie projektowym. Drugim aspektem jest leczenie, czyli wskazywanie sposobów rozwiązań problemów. Jeśli chodzi o aspekt edukacyjny, dający konkretne odpowiedzi, myślę, że projekt mojej aplikacji może być tego doskonałym przykładem.
U innych twórców i twórczyń bardzo doceniam prostotę wizualną połączoną z mocą przekazu, jasnym i ważnym komunikatem. Bardzo lubię twórczość Martyny Wędzickiej-Obuchowicz. Oglądanie jej prac jest dla mnie w pewnym sensie terapeutyczne. Kolorystyka, kształty, których używa, oraz spójność projektowa dają mi poczucie spokoju i komfortu. Gradienty, które stosuje, mają na mnie kojący wpływ – to moja terapia dla oczu. Ciekawostka: ona również niedawno zrealizowała projekt na temat samobadania piersi.
Lubię różnego rodzaju plakaty społeczno-polityczne, mocne i piękne wizualnie, które zawierają również znaczącą treść. Mogę podać przykłady Bartosza Mamaka, Bolesława Chromrego (Damian Siemień), Kukiego Krzysztofa Iwańskiego czy Marty Ludwiszewskiej, Mariny Lewandowskiej, choć takich twórców i twórczyń jest o wiele więcej. Terapia wizualna to dla mnie połączenie estetyki i przekazu, który ma głębokie znaczenie.
OKŚ: Jesteś absolwentką studiów I stopnia na Wydziale Grafiki (Akademia Sztuki w Szczecinie). Kontynuujesz edukację na studiach II stopnia – nad czym obecnie pracujesz projektowo? Jakie nowe wyzwania lub pomysły pojawiły się w Twojej pracy?
MG: Obecnie poświęcam najwięcej czasu mojej pracy magisterskiej [w Akademii Sztuki w Szczecinie – przyp. OKŚ]. Miałam prywatnie ciężki czas, który dołożył swoją cegiełkę do zestawu wyzwań. To będzie kolejny projekt o tematyce społecznej, odwołujący się do problemu, z którym zmaga się większość z nas. Jestem w trakcie opracowywania jego detali. Będzie animacja, ruch, dźwięk, nagromadzenie elementów. Jak przy każdym projekcie, walczę o to, żeby przekaz był jasny i czytelny oraz skłaniał do refleksji. Pomysł na tematykę zrodził się, jak mówiłam wcześniej, dosłownie z życia, kiedy zauważyłam u siebie problem z przebodźcowaniem, które pojawia się po długim przebywaniu w tłocznych, głośnych miejscach. Postanowiłam poruszyć ten temat projektowo i opracować kampanię społeczną na temat przebodźcowania właśnie.
OKŚ: Jakie są cechy dobrego projektu graficznego? Wymień według Ciebie najważniejsze.
MG: Hierarchia ważności elementów = informacyjna oraz wizualna równowaga, czytelność przekazu, interesujące przedstawienie tematu. Nie chodzi tu o skomplikowaną czy szczegółową ilustrację, ale o połączenie elementów lub symboli tak, by w prosty i interesujący sposób unaocznić problem. Ważne są także odpowiedni kontrast między elementami i kolorystyka projektu.
OKŚ: Motto, które motywuje Cię do dalszej pracy…
MG: Martyna Wędzicka-Obuchowicz powiedziała w jednym z wywiadów: Jeśli już masz się do kogoś porównywać jako projektant, to do wcześniejszej wersji siebie1. Zapadło mi to w pamięć. Kieruję się w życiu tym, aby nieustannie przeć do przodu, rozwijać się, przekraczać swoje granice i coraz wyżej ustawiać sobie poprzeczkę. Nie poddawać się i nie żałować, nie wstydzić się.
Marta Gębaczka
Multidyscyplinarna projektantka graficzna, mieszkająca i studiująca w Szczecinie od 2020 roku. Specjalizuje się w projektowaniu plakatów, ilustracji i animacji. W swoich pracach często porusza tematy społeczne. Zawsze otwarta na nowe wyzwania i eksperymenty twórcze. Jej projekty były nagradzane oraz prezentowane na międzynarodowych wydarzeniach i w konkursach, m.in. podczas 15. Międzynarodowego Studenckiego Przeglądu Projektowego AGRAFA 2024, Gdynia Design Days 2024, 2. edycji programu VeloTalent czy 5. Międzynarodowych Konfrontacji Plakatu Studenckiego.
THERAPEUTIC DESIGN TALKS to cykl rozmów prezentujących sylwetki młodego pokolenia projektantów i projektantek działających w obszarze dizajnu terapeutycznego. Przez wywiady i prezentacje projektów chcę pokazać, jak dizajn może wspierać zarówno ciało, jak i umysł, dbając o holistyczny dobrostan człowieka i redefiniując swoją rolę w codziennym życiu.
1 M. Wędzicka-Obuchowicz, Wywiad, „Le Laïc” 2020, online: https://laic.pl/pl_wedzicka/ (dostęp: 31.01.2025).
Fotografie/grafiki w artykule: archiwum projektantki